Artykuł jest pierwszym z cyklu: Kary i nagrody w wychowaniu. O nagrodach pisałam tutaj: KLIK, a tu o tym co zamiast: KLIK
Zacznę temat cytatem z książki "Mocno mnie przytul" Carlosa Gonzalesa
"Nie sądzę, by dzieci potrzebowały kar, żeby się czegoś nauczyć, tak jak nie potrzebują ich dorośli. Dzieci chcą uszczęśliwiać rodziców i próbują to robić z ogromnym entuzjazmem (chociaż nie zawsze wiedzą jak). Ten, kto wie, że źle zrobił, będzie się starał unikać takich zachowań w przyszłości i nie potrzebuje żadnej kary. Temu, który nie wiem, wystarczy powiedzieć. Jeśli się z nami nie zgadza, jeśli szczerze uważa, że postąpił dobrze, nie zmieni zdania na skutek kary. Raczej poczuje złość i upokorzenie, i kiedy tylko będzie miał taką możliwość, powtórzy swój czyn. Kary mogą najwyżej nauczyć, żeby pewne rzeczy robić po kryjomu i nie dać się przyłapać. To nie świadomość zasad moralności, a czysta hipokryzja."
Skutek kar na nas - jako tych, którzy kar doświadczali - pokazuje, że najpewniej jest tak jak napisał Carlos. Dodatkowo ja jeszcze widzę taki problem: jeśli dziecko zrobi x, dostaje karę. Jeśli powtórzy określony czyn, dostaje gorszą karę itd. Gdzie wtedy jest granica? A jeśli osiągniemy już swoją granicę pt. "gorszej kary nie dam/nie wymyślę", a zachowanie nadal nie znika, to co dalej?
Poza tym, kary są straszakiem, który ma nas lub dzieci odwieść od niepożądanego czynu, jednak w żaden sposób nie tłumaczą co jest oczekiwane w zamian? Działają zero-jedynkowo, jak bodziec-reakcja: zrobiłeś x, za karę masz y, nie "patrzą" na to, co dookoła, jaki jest kontekst sytuacji...
Prosty przykład z życia: za przekroczenie dozwolonej prędkości jest mandat w wysokości, która zależy od szybkości z jaką się poruszaliśmy. Czy groźba mandatu sprawia, że zawsze, w każdej sytuacji i każdym miejscu jeździmy przepisowo? A jeśli żona rodzi na tylnym siedzeniu? A jak się spieszymy na ważne spotkanie? A jeśli ktoś bliski miał wypadek?
Kary, czy ich wizja, nawet w dorosłym życiu nie sprawiają, że przestajemy robić to czego się "nie powinno", dlaczego więc sądzimy, że na dzieci zadziałają?
Niekiedy wizja jest kusząca, bo jeśli dziecko jest podatne, to mamy efekty natychmiastowe, tu i teraz. Co jednak jeśli "znikniemy", co jeśli nie będzie nas w zasięgu wzroku? A przecież każdy by chciał, żeby dziecko, czy później nastolatek i dalej dorosły zachowywał się "odpowiednio", sam z siebie, bo tak chce, bo mu na tym zależy, bo pragnie szczęścia, bezpieczeństwa i chce wzbogacać życie innych.
Zacznę temat cytatem z książki "Mocno mnie przytul" Carlosa Gonzalesa
"Nie sądzę, by dzieci potrzebowały kar, żeby się czegoś nauczyć, tak jak nie potrzebują ich dorośli. Dzieci chcą uszczęśliwiać rodziców i próbują to robić z ogromnym entuzjazmem (chociaż nie zawsze wiedzą jak). Ten, kto wie, że źle zrobił, będzie się starał unikać takich zachowań w przyszłości i nie potrzebuje żadnej kary. Temu, który nie wiem, wystarczy powiedzieć. Jeśli się z nami nie zgadza, jeśli szczerze uważa, że postąpił dobrze, nie zmieni zdania na skutek kary. Raczej poczuje złość i upokorzenie, i kiedy tylko będzie miał taką możliwość, powtórzy swój czyn. Kary mogą najwyżej nauczyć, żeby pewne rzeczy robić po kryjomu i nie dać się przyłapać. To nie świadomość zasad moralności, a czysta hipokryzja."
Skutek kar na nas - jako tych, którzy kar doświadczali - pokazuje, że najpewniej jest tak jak napisał Carlos. Dodatkowo ja jeszcze widzę taki problem: jeśli dziecko zrobi x, dostaje karę. Jeśli powtórzy określony czyn, dostaje gorszą karę itd. Gdzie wtedy jest granica? A jeśli osiągniemy już swoją granicę pt. "gorszej kary nie dam/nie wymyślę", a zachowanie nadal nie znika, to co dalej?
Poza tym, kary są straszakiem, który ma nas lub dzieci odwieść od niepożądanego czynu, jednak w żaden sposób nie tłumaczą co jest oczekiwane w zamian? Działają zero-jedynkowo, jak bodziec-reakcja: zrobiłeś x, za karę masz y, nie "patrzą" na to, co dookoła, jaki jest kontekst sytuacji...
Prosty przykład z życia: za przekroczenie dozwolonej prędkości jest mandat w wysokości, która zależy od szybkości z jaką się poruszaliśmy. Czy groźba mandatu sprawia, że zawsze, w każdej sytuacji i każdym miejscu jeździmy przepisowo? A jeśli żona rodzi na tylnym siedzeniu? A jak się spieszymy na ważne spotkanie? A jeśli ktoś bliski miał wypadek?
Kary, czy ich wizja, nawet w dorosłym życiu nie sprawiają, że przestajemy robić to czego się "nie powinno", dlaczego więc sądzimy, że na dzieci zadziałają?
Niekiedy wizja jest kusząca, bo jeśli dziecko jest podatne, to mamy efekty natychmiastowe, tu i teraz. Co jednak jeśli "znikniemy", co jeśli nie będzie nas w zasięgu wzroku? A przecież każdy by chciał, żeby dziecko, czy później nastolatek i dalej dorosły zachowywał się "odpowiednio", sam z siebie, bo tak chce, bo mu na tym zależy, bo pragnie szczęścia, bezpieczeństwa i chce wzbogacać życie innych.
Komentarze
Prześlij komentarz