Przejdź do głównej zawartości

Adaptacja oczami Self-Reg

Czasem są rzeczy, o których nie myślimy, nie zauważamy, a które mogą mieć wpływ na przebieg adaptacji, choć z pozoru nikły, to w ogólnym rozrachunku może okazać się kluczowy. Jak wiecie, Self-Reg zajmuje się stresem, tym co robić, kiedy jest go za dużo, jak go szukać i jak zmniejszać jego natężenie. Wszystko w paradygmacie samoregulacji. Adaptacja do placówki – czy to przedszkole, czy żłobek może być ogromnym stresem dla dziecka jak i dla rodzica.
W Self-Reg wyróżniamy 5 obszarów stresu i chciałabym je wykorzystać do omówienia adaptacji, tego co może się w jej trakcje dziać i w jakich rejonach możemy aktywnie działać, aby zmniejszyć stres nasz jak i dziecka.

Na pierwszy ogień: obszar biologiczny - jest związany stricte z funkcjonowaniem naszego organizmu, jego ogólnej kondycji, ale też z działaniem zmysłów i tego w jaki sposób odbieramy bodźce - które są dla nas przyjemne, a które nie. I tak, stresorami dziecka mogą być np.: niewyspanie – często rozpoczęcie przygody z placówką, wiąże się
z wcześniejszym wstawaniem, a nie wszystkie dzieci budzą się o 6-7. Zmiana rytmu dnia czy zmiana pory drzemek może być tym czynnikiem nadmiernie zużywającym energię. Czasem warto spróbować przesunąć porę zasypiania (u nas niewykonalne, ale może ktoś ma podatne dziecko -> Jak to robić opisywała Magdalena Komsta w jednym
z wpisów na wymagające.pl), albo opracować jak najłagodniejszą metodę budzenia dziecka – ja budziłam przez delikatne zdejmowanie piżamy i potem ubieranie, często połączone ze ssaniem piersi. W ten sposób dość powolnie się wybudzał. Kolejny przykład to hałas – są osoby/dzieci nadwrażliwe na zbyt głośne, bądź określone dźwięki – wydawać by się mogło, że nie mamy na to wpływu, jednak jeśli wiemy, że dziecko nie lubi hałasu, można spróbować poprosić personel, aby muzyka podczas zajęć była puszczana nieco ciszej (w naszej pierwszej placówce była tak głośno, że ja ledwo dawałam radę, choć o nadwrażliwość się nie podejrzewam). To samo tyczy się wszelkich nadwrażliwości czuciowych – upewnijmy się, że ubierzemy dziecku ubrania, które są dla niego komfortowe, nie mają drapiących metek itd. Choć podejrzewam, że rodzice dzieci, u których nawet szew w ubraniu wywołuje dyskomfort mają już od dawna przystosowaną garderobę, to problem może pojawić się później niż np.
w wieku niemowlęcym. My mieliśmy tylko taki etap, że wszystkie metki były drapiące – dlatego obserwujmy dziecko i eliminujmy niepotrzebne czynniki, które mogą roztrajać, a łatwo ich uniknąć. 
Warto też przyjrzeć się innym zmysłom jak np. zmysł węchu. Dzieci, które dużą uwagę przywiązują do zapachów, mogą być dodatkowo zestresowane mnogością zapachów, bądź odbierać niektóre jako nieprzyjemne (np. perfumy).
W tym obszarze zwracamy też uwagę na to jak ogólnie funkcjonuje organizm, dodatkową energię zużywają na pewno choroby lub alergie – zadbajmy więc o odpowiedni dobór leków, upewnijmy się, że personel wie czego unikać, aby nie nasilać objawów, a jeśli dziecko choruje, dajmy mu czas, aby nabrało sił nim zaczniemy adaptację.
Obszar biologiczny to także potrzeba ruchu, w naszym pierwszym żłobku, do posiłku dzieci bardzo szybko sadzano do stolika (w moim odczuciu), a ostatecznie czekały 5-10 minut, aż faktycznie jedzenie pojawiło się na stole – dla maluchów 1-2.5 roku to bardzo dużo czasu, a wysiedzenie na krzesełku tak długo może być naprawdę gigantycznym wyzwaniem – i były dzieci, dla których było to trudne, a niestety ze strony personelu nie otrzymywały zrozumienia.
Poza tym, zależnie od etapu rozwoju czy indywidualnych potrzeb dziecka stresem może być sama rozłąka,
czy u starszych dzieci – wizja rozłąki, kiedy są uprzedzone że pójdą do przedszkola (nie ma nic złego
w uprzedzaniu, wręcz często przynosi dużo dobrego, jednak są dzieci, u których zbyt natarczywe wałkowanie tematu może wywoływać dodatkowe napięcie). W przypadku dzieci żłobkowych nietrudno też trafić w okres nasilonego lęku separacyjnego (np. 18msc), warto zerknąć na tabele i w miarę możliwości zaplanować adaptację omijając wrażliwe okresy. 
I w zasadzie jeden z najważniejszych punktów – niespełnione potrzeby fizjologiczne. Siku, kupa – dbajmy żeby dzieci były wypróżnione przed wyjściem z domu. Najedzone i napojone – głód i pragnienie na pewno nie ułatwią wejścia w nową sytuację. Czyli tym samym możemy np. zadbać o to, by dziecko do placówki szło najedzone,
w miarę możliwości wyspane i z pustym pęcherzem.
W jaki jeszcze sposób w tym obszarze możemy zadbać o poczucie bezpieczeństwa dziecka? Unikać wprowadzania w tym okresie (a najpóźniej ok. 2msc przed) wszelkich znaczących zmian, a u dzieci wrażliwych w miarę możliwości nawet jakichkolwiek zmian (znacie swoje dzieci najlepiej). Co mam na myśli? Przykładowo odstawianie od piersi, odstawienie smoczka, zmiana miejsca drzemek/snu nocnego, zmiana rytmu dnia, przemeblowanie w mieszkaniu, przeprowadzki, wyjazdy wakacyjne.
Oczywiście są rzeczy, na które nie ma się wpływu, pewne rzeczy niespodziewanie zbiegają się w czasie – nie warto się za to biczować, czy nadmiernie tym zamartwiać. Jednak mając świadomość, że pojawił się czynnik, który mógł wpłynąć na dziecko – mamy w sobie więcej zrozumienia, czułości i cierpliwości dla pojawiających się trudności
i więcej energii do wspierania dziecka. Możemy też zmienić pewne decyzje, aby jak najbardziej uspokoić rodzinne życie w okresie adaptacji, tak by dom był taką bazą bezpieczeństwa.

Kolejny to obszar poznawczy: jeden z bardziej obciążonych przy adaptacji, w którym zużywamy dodatkową energię np. na przyswojenie nowych informacji. Tym samym stresorami tutaj mogą być: nieznane miejsce, rzeczy do przetworzenia - nowy budynek, plan budynku, „co jest za drzwiami?”, "gdzie jest szatnia?", jakie aktywności wykonuje się w jakich miejscach, nowe/inne zasady niż te panujące w domu, nowe osoby, zapachy, smaki (inna kuchnia niż ta domowa), nieznane bodźce sensoryczne – w grupie maluchów nietrudno o niespodziewany dotyk, szturchnięcie itp.
Dla niektórych dzieci trudnością może być chaos wizualny na sali, krzykliwe kolory ścian czy hałas, który utrudnia dziecku zrozumienie tego co się dzieje, usłyszenie komunikatów. Dzieci żłobkowe są specyficzną grupą,
bo w zależności od wieku mogą jeszcze pewnych poleceń nie rozumieć, przez co mogą nie wiedzieć co się właściwie dzieje, czego się od nich oczekuje i dlaczego. Samo zrozumienie rytmu dnia, kolejności tego co się w ciągu dnia w żłobku czy przedszkolu dzieje może być źródłem dodatkowego stresu. Inną trudnością może być konieczność przełączania się pomiędzy aktywnościami – w domu często dzieci mają dość swobodną zabawę, raczej nieprzerywaną jeśli nie ma takiej konieczności (skoro się bawi to niech się bawi 😉), w placówkach jest określony plan dnia i przerywanie zabawy jest „na porządku dziennym”. To może być trudne dla niektórych dzieci, nie tylko w okresie adaptacji i rodzić frustrację lub niezrozumienie – „przecież ja się bawię, nie chcę teraz jeść!”.
Dla dzieci, które jeszcze nie mówią, bądź boją się odzywać przy obcych dużym stresem może być utrudniona możliwość komunikowania własnych potrzeb. Czy w ogóle konieczność ich komunikowania osobom, których się jeszcze nie zna. Poza tym w grupach żłobkowych czy przedszkolnych jest dużo dzieci i stosunkowo mała ilość personelu, która odpowiada na potrzeby maluchów – dotarcie do wychowawcy i pokazanie czego dziecku trzeba może być trudne w licznej grupie, co więcej nie zawsze jedna Pani może spełnić potrzeby np. 8 dzieci jednocześnie.

Następny jest obszar emocjonalny i to jest dopiero kobyła 😉 Tutaj pragnę skupić się nie tylko na dzieciach,
ale i na rodzicach. Choć tak naprawdę dobrze jeśli dorośli przyjrzą się także sobie w innych obszarach i tak samo jak o dziecko zadbają o siebie w każdym z nich. Ponieważ głodni, zmęczeni i przeciążeni bodźcami możemy mieć trudność we wspieraniu dziecka. Na samym początku pisałam, że okres adaptacji nierzadko jest tak samo trudny dla malucha jak i rodzica, to dlatego, że często również nam towarzyszą trudne emocje. Ciężko nam się rozstać (i nie ma w tym absolutnie nic złego), boimy się o to jak pociecha poradzi sobie w placówce, jak się będzie zachowywać, czy otrzyma odpowiednie wsparcie od personelu w razie jakichkolwiek problemów. Dla nas również jest to nowe miejsce, niekoniecznie czujemy się „jak u siebie”, nie do końca wiemy czego się spodziewać, jak się zachowywać, o co możemy prosić i jak komunikować potrzeby nasze i dziecka. Tym trudniej jeśli placówka nie do końca odpowiada naszemu podejściu do wychowania, bądź ma inną wizję adaptacji niż nasza własna, lub okazuje się że dziecko potrzebuje np. więcej czasu sam na sam z opiekunem przed wejściem na sale, a nie jest to mile widziane. Jak sobie z tym radzić? Tutaj kluczowy jest wybór żłobka/przedszkola, poszukajmy takiego, które wyznaje podobne wartości. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie zawsze możliwość wyboru istnieje i tu wchodzą w drogę kwestię finansowe, miejsca zamieszkania (bo np. na wiosce jest tylko jedna placówka) itd. Jeśli wiemy, że mogą wystąpić różnice w podejściu warto już przed adaptacją zastanowić się jak my ją widzimy, jakie mamy oczekiwania od placówki, na co absolutnie nie chcemy się zgodzić (np. na wyrywanie płaczącego dziecka z rąk, bądź aby dziecko od pierwszych dni wchodziło samo na sale) i w jaki sposób możemy to zakomunikować, aby zrobić to
z odpowiednią łagodnością i zrozumieniem dla personelu. Dzięki temu jest większa szansa na to, że nasze komunikaty zostaną odpowiednio odczytane – że kierujemy się dobrem i potrzebami dziecka, a nie „robimy na złość wychowawcom”, że nam, tak samo jak opiekunom zależy na udanej adaptacji, a wciąż to my najlepiej znamy nasze dziecko - nie zapominajmy że jesteśmy ekspertami od własnych pociech. Pamiętajmy też, że nasze potrzeby są tak samo ważne jak dziecka, bo jeśli my poczujemy się w placówce bezpiecznie i zrozumieni, będzie łatwiej,
aby i dziecko tak się poczuło. Kiedy będziemy mieli w głowie określone jakie są nasze granice i jak chcemy żeby nie wyglądała adaptacja, możemy porozmawiać o tym z placówką. Jednak też nie warto z góry zakładać, że będzie źle i zdecydowanie nie chodzi mi o wytaczanie dział bojowych od pierwszego "dzień dobry". Patrzmy na dziecko
i podążajmy za nim, przecież równie dobrze może nam się trafić takie, które od pierwszego dnia wparuje na sale,
a o nas zapomni już po 20 sekundach. 
Rozpracowanie naszych własnych emocji pozwoli nam „wygospodarować” więcej miejsca na te dziecięce, ułatwi odróżnienie ich emocji od naszych. A jest to ważne, ponieważ jako ludzie bardzo łatwo ze sobą rezonujemy
i zarażamy emocjami. Tym samym jeśli my się czegoś boimy, nietrudno żeby i nasze dziecko zaczęło się tego obawiać, zwłaszcza że one wyjątkowo łatwo odbierają nasze stany emocjonalne (tak nas ukształtowała ew
olucja)
i nie da się ich ukryć pod wymuszonym uśmiechem. Zapewnijmy sobie drugą bliską osobę, która ze zrozumieniem podejdzie do naszych obaw, wesprze w trudnościach i będzie miała w sobie przestrzeń na nasze emocje, których nie zawsze przewidzimy zawczasu, tym samym nie będziemy na nie gotowi.
Po dziecku często emocje widać jak na dłoni, opiekun łatwo może dostosować swoje podejście do tego co się
w danym czasie dzieje i pracować z aktualnymi emocjami. Jednak warto też zwrócić uwagę na to jak dziecko zachowuje się na sali lub po odbiorze. Czy jest rozluźnione, radosne, włącza się w zabawy, chętnie współpracuje, po wyjściu wita nas z uśmiechem, czy raczej jest spięte, zdaje się być nieco „odłączone”, nie ma ochoty się bawić na sali, a na nasz widok płacze, albo traktuje jakby nas nie było. Może być też tak, że dziecko w domu w jakiś sposób odreagowuje trudne emocje czy rozłąkę – u nas to były krzyki i płacze o wszystko, i dosłownie co 20 sekund, mimo tego, że w żłobku wszystko było w porządku i zachowanie nie odbiegało znacznie od tego co widzieliśmy zazwyczaj w domu. Okres ten trwał dość długo (ok. 6msc, przy czym od żłobka były przerwy świąteczne, choroby itd., co sprawiało, że niejako adaptacja ruszała na nowo). Pomagało wtedy to,
że przeznaczałam pierwsze ok. 2h od odbioru tylko dla syna. Czyli nie gotowałam obiadu, nie ganialiśmy na zakupy do sklepu itd. – byłam dla niego całą swoją uwagą, cierpliwością i zrozumieniem. Wymagało to reorganizacji planu dnia (obiady jadałam w miarę możliwości w pracy, albo dopiero o 18) i przyjrzenia się własnym stresorom, które utrudniały mi na początku danie mu odpowiedniego wsparcia (więcej TUTAJ).
Możemy też spróbować zadbać o wcześniejsze emocjonalne przygotowanie malucha na pobyt w placówce np. bawiąc się w przedszkole, lub teatrzyk kukiełkowy przedstawiający co będzie się działo w żłobku. Możemy stworzyć przyjazną dla dziecka formę kalendarza żeby wiedziało kiedy i w jakie dni idzie do placówki i czego może się spodziewać, a kiedy jest cały dzień z rodzicami. Wszystko zależy od indywidualnych potrzeb dziecka, bo np. ja swojego syna raczej nie uprzedzam o istotnych wydarzeniach – wtedy nadmiernie nakręca się oczekiwaniem, bądź chce daną rzecz już, natychmiast.

Kolejny punkt to obszar społeczny. Dla dziecka, które idzie pierwszy raz do placówki nierzadko nagłe spotkanie
z dużą ilością rówieśników może być ogromnym stresem. Owszem, możemy dziecku już wcześniej dawać okazję do kontaktu i zabaw z innymi dziećmi chodząc np. na sale zabaw itp. Jednak są takie maluchy, które po prostu źle się czują w dużych grupach, bądź trudno im się odnaleźć w funkcjonowaniu grupy „na co dzień”. Poza tym dzieci rozwojowo zaczynają wspólne zabawy z innymi ok. 3rż - co wcale nie znaczy, że nie ma wyjątków, to wciąż tylko widełki – to jednak trudno wcześniej oczekiwać, że maluszek z radością przyjmie dużą ilość innych dzieci, które zewsząd je otaczają, zwłaszcza że to dorosły opiekun ma dla takich maluchów kluczowe znaczenie m.in. dla samoregulacji i spełniania potrzeb. Jeśli wiemy, że nasze dziecko niekoniecznie lubi duże skupiska ludzi możemy próbować poszukać placówki, w której ilość dzieci w grupie jest mniejsza niż „standardowa”. Możemy też porozmawiać z personelem i uprzedzić o takiej trudności, podpowiedzieć, aby dano dziecku swobodę
w decydowaniu czy chce przyłączać się do wspólnych zabaw, bądź poprosić o zorganizowanie miejsca, gdzie może pobawić się w większym odosobnieniu (nie mówię o innym pomieszczeniu, przykładowo u nas w żłobku są np. specjalne półki z baldachimami, które zapewniają dzieciom poczucie intymności i ograniczają nieco przestrzeń pozwalając dziecku się w pewien sposób „schować”, są porobione mikroprzestrzenie, w których dzieci mogą bawić się w mniejszych grupkach, czy próbować zaszyć w samotnej zabawie). Czynnikami, które zwiększają zużycie energii są też wszelkiego rodzaju nowe dla nas relacje i zasady społeczne, czy w ogóle poznawanie nowych osób.

I ostatni jest obszar prospołeczny. U dzieci może być obciążony, kiedy opiekun z którym jest na adaptacji przeżywa silne emocje, dziecko wtedy może mieć odczuwać chęć „zaopiekowania” się rodzicem. Trudnością może być również skomplikowana sytuacja w domu (np. trwający rozwód, separacja), choroba któregoś z bliskich członków rodziny, silne emocje innych dzieci. 
Jednak generalnie w czasie adaptacji, to u nas ta domena będzie najbardziej obciążona – rodzicielskim zamartwianiem się o dziecko, tym „jak to będzie”, mogą pojawić się rozterki jak je wspierać: jak my chcemy, a jak możemy (bo np. placówka ma inne podejście, inne pomysły i wywiera na nas nacisk). Poza tym wspieranie dziecka w trudnych dla niego chwilach, przyjmowanie jego emocji „na klatę” jest bardzo energochłonne dla opiekuna, stąd tym bardziej warto dbać o siebie w innych obszarach, aby starczyło nam zasobów. I co równie ważne – nie zapominajmy o 5-tym kroku Self-Reg: regeneracji, która pozwoli nam na nowo ładować akumulatory kiedy tego potrzebujemy.


Co ważne, chciałabym zaznaczyć, ze wymieniam tylko przykłady czynników, które mogą działać na nas, bądź na dzieci w sposób wymagający od nas większych nakładów energii, aby sobie z nimi poradzić. Jednak nie jest to wyczerpana lista, ani nie jest to lista jednakowa dla wszystkich. Są przecież takie, które uwielbiają nowe miejsca, tłum dzieci, czy pstrokate ściany. Po prostu wszyscy jesteśmy różni. Jednak mając taką listę i znając nasze dzieci, możemy próbować eliminować część czynników (w miarę możliwości), aby zmniejszyć ilość zużywanej energii,
co sprawi, że będzie jej więcej na poradzenie sobie z nową czy trudną sytuacją. Niekiedy wydaje nam się,
że wszystko idzie beznadziejnie, a czasem wystarczy zmienić jeden z pozoru nic nie znaczący szczegół, żeby odciążyć nasz, bądź dziecięcy układ nerwowy i zwiększyć ilość zasobów na poradzenie sobie z nową sytuacją. Mam nadzieję, że pozwoliłam Wam nieco szerzej spojrzeć na ewentualne problemy z adaptacją, które nie kończą się tu i teraz w placówce, a wpływ na jej przebieg może mieć szereg innych czynników, które w ciągu dnia, tygodnia czy minionego miesiąca oddziaływały na dziecko.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czym jest Self-Reg?

Tajemniczo brzmiące Self-Reg to skrót od angielskiego słowa self-regulation , oznaczającego samoregulacje, czyli bycie świadomym własnych stanów pobudzenia, a także wiedza na temat tego, co można zrobić, aby przywrócić się do optymalnego spośród tych stanów (czyli takiego, w którym czujemy się spokojni i jesteśmy zdolni do skupienia się). Stany pobudzenia, to najprościej mówiąc nasze samopoczucie, to czy czujemy się ospali, bez energii, uważni, nadmiernie pobudzeni, czy może zdenerwowani, krzyczący na dzieci i wszystkich dookoła, a w końcu tak bardzo spięci, że czujemy się niezdolni do jakichkolwiek akcji i najchętniej schowalibyśmy się pod kołdrę ;) Self-Reg to metoda, która pomaga nam odnaleźć się we własnych stanach pobudzenia i zarządzania nimi tak, aby po prostu czuć się dobrze. Została stworzona na bazie wiedzy naukowej i doświadczeń, aby radzić sobie ze stresem i budować lepsze relacje. Metoda ta skierowana jest absolutnie do każdego. Jest oparta na poszukiwaniu przyczyn trudnyc

Self-Reg - obszar poznawczy

Obszar poznawczy obejmuje procesy, które służą do tworzenia i modyfikowania wiedzy o otoczeniu. Są to też procesy przetwarzania informacji jakie zachodzą w układzie nerwowym – odbieranie, przechowywanie i analiza informacji z otoczenia – za pomocą zmysłów: dotyku, węchu, smaku, słuchu, wzroku, a także czucia głębokiego, ogólnie mówiąc nasza percepcja. Poza tym do procesów poznawczych zaliczamy m.in. takie elementy jak: uwaga oraz pamięć, a więc w dużym uproszczeniu, to wszystko, co wymaga od nas myślenia 😉 Obszar poznawczy jest bardzo szeroki i często łączy się z biologicznym w kontekście bodźców docierających z zewnątrz bądź wewnątrz. I tak np. hałas może być jednocześnie stresorem zarówno z obszaru poznawczego i biologicznego. Określony dźwięk może być trudny w odbiorze (pomyślcie o paznokciach na tablicy, albo szeleście styropianu…), ale jeśli ten sam dźwięk utrudnia nam skupienie się, bądź usłyszenie czegoś dla nas istotnego i w ten sposób ograniczy nasze możliwości przetwo

Czym jest Self-Reg - post z ogólnopolskiej grupy Self-Reg

Na prośbę o możliwość udostępniania mojego postu z ogólnopolskiej grupy Self-Reg wklejam jego treść, można kopiować i udostępniać. Na podstawie wątku, który ostatnio na grupie okazał się dość burzliwy, postanowiłam napisać parę słów o tym, o co chodzi w Self-Reg i tej łagodności. I po co, i dlaczego, bo przecież dzieci wejdą nam na głowę, bo nie można krzyknąć, bo nie można dać kary – to co ja mam robić skoro „nic” nie mogę?! Rozumiem w pełni obawy i zagubienie osób, które wchodzą na grupę i słyszą, że metody, które proponują w komentarzach są niezgodne z Self-Reg, albo mówimy, że nie działają, kiedy one widzą, że działają… Rozumiem, że mogą czuć się niepewnie, bo piszemy, że można inaczej, a nie widzą: jak? O co w tym wszystkim chodzi, jak się połapać? Dlaczego nagle mamy wszystko zmienić, skoro kiedyś to wszystko działało? Po pierwsze: Self-Reg jest metodą opartą na psychologii oraz neuronaukach. Na najnowszej wiedzy dotyczącej tego jak funkcjonuje nasz mózg, w jaki sposób się r